Z uwagi na dość ograniczony czas pobytu w Ameryce Północnej oraz sporą liczbę miejsc, które zamierzam odwiedzić z wyboru plan podróży jest dość napięty. Relacje z odwiedzonych miejsc ukażą się sukcesywnie po powrocie, a powinno być o czym pisać, bo planuje:
- "zdobyć" 7 nowych flag (Kanada, Stany Zjednoczone, Meksyk, Nikaragua, Salwador, Gwatemala oraz Panama),
- zahaczyć o 16 miast / miejsc: Toronto, Nowy York, Boston, Chicago, San Diego, Tijuana, Los Angeles, Fort Lauderdale, Miami, Miami Beach, Long Island, Union City oraz 4 stolice: Managua, San Salvador, Guatemala City, Panama City
- zrealizować 12 połączeń lotniczych
- korzystając 17 razy lotnisk
- lecąc na pokładach 6 nowych dla mnie przewoźników
- w sumie przebyć grubo ponad 28 tyś. km
Pierwszym etapem w planowaniu mojej kolejnej podróży było wystąpienie o wizę do USA. Zadanie nie było nadzwyczaj trudne, choć wymagało nakładów :-). Po pierwsze czasowych - osobista wizyta w konsulacie (poprzedzona złożeniem wniosku o wizę on-line, zapłatą za wizę on-line oraz również przez stronę ambasady umówienia się na spotkanie). Po drugie nakładów finansowych: koszty dojazdu oraz sama wiza (opłata 160 USD). W mojej ocenie Polska jak na "wielkiego sojusznika" USA mogłaby być traktowaniu nieco łaskawiej. Między innymi: Łotysze, Czesi czy Słowacy korzystają z programu bezwizowego, a my ?. No cóż - zbyt duży kraj i zbyt wielu chętnych do odwiedzenia Ameryki, aby z takiego biznesu zrezygnować, no i rzecz jasna taka skuteczność naszych polityków. Zresztą zawsze jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo :-) chodzi o pieniądze.