Z wypoczynku na Palawanie (w Puerto Princesa) postanowiłem udać się do Chin, a konkretnie do Specjalnego Regionu Administracyjnego Hongkong. W tę podróż kolejny raz przez stolicę Filipin udaje się na pokładzie Cebu Pacyfic. Lot przebiegł bez zakłóceń. Stewardesy ładne, miłe i uprzejme, ale zapomniały mi wydać ponad 700 PHP z tysiąca, musiałem się upomnieć. Przy lądowaniu w Hongkongu pochmurno, wręcz pada. Lotnisko duże, no i muszę przywyknąć do tych "krzaczków i choinek". Zanim opuściłem lotnisko zeszło mi ponad godzinę, ale w tym czasie wybrałem pieniądze z bankomatu, trochę wymieniłem w kantorze, dowiedziałem się jak dojechać do wielkiego posągu buddy, zaopatrzyłem się w mapki miasta i metra, przebrałem się stosownie do pogody, bo przyleciałem jak z hawajów (a tym czasem w Hongkongu zimno) i ogarnąłem gdzie jest wyjście (bo nie było to takie oczywiste). Pierwsze wrażenie mimo złej pogody pozytywne. Fotki oczywiście robią się na bieżąco.
Aby dojechać z lotniska do posągu wielkiego buddy skorzystałem z autobusu S1 (3,5 HKD, wrzucasz do skrzynki, najlepiej mieć wyliczone, kierowca nie wydaje reszty) do Tung Chung (takie miasto łącznikowe skąd dojedziemy w inne rejony Lantau Island. Następnie przesiadka na nr 23. Tu skorzystałem już z biletu dobowego (35 HKD) i mogę się swobodnie poruszać po całym regionie. Mój główny cel to Ngong Ping, gdzie znajduje się wielki posąg buddy. Można też do mojego celu dostać się górską kolejką, której wagoniki wyniosą nas ukazując zapewne przepiękny krajobraz (175 HKD). Niezwykle urocze miejsce położone w malowniczej okolicy. Charakterystyczne dla Chin bramy, świątynie i w końcu Wielki Budda dostępny jest w całej okazałości po zdobyciu przeszło 300 schodków. Tu spędziłem najwięcej czasu, bo miejsce niezwykłe. Nie wiedziałem, że tak szybko zatęsknię za słońcem. Zdobywając posąg musiałem wygrzebać z dna torby zapomnianą już zimową kurtkę i wcale się nie zgrzałem. Wiał mroźny wręcz wiatr. Ręce skostniały mi od pstrykania fotek aparatem i tabletem (aby coś pokazać na bieżąco), ale było warto, wrażenia i widoki zaje... :-).
Dalej przesiadam się w autobus 21, który zawozi mnie do Tai O. To mała miejscowość z długą promenadą przez zatokę, oraz targiem ciągnącym się wąskimi uliczkami. Tu kupiłem przepyszne bułeczki. Na ogół znajdują się tu liczne stoiska głównie z rybami żywymi i suszonymi, a także ryżem i pamiątkami. Chińskie dekoracje i napisy nadają swoisty klimacik. Następna miejscowość to Wui Wo i Ferry Landing. Stąd po krótkim spacerze powracam do Tung Chung. Czekając na autobus przestudiowałem pojedyncze ceny biletów na poszczególne odcinki. Zakup dobowego okazał się dobrym posunięciem (wydałem mniej o 12 HKD; to akurat tylko ok. 5 PLN, ale chodzi mi raczej o słuszność podjętej decyzji). Jadąc z jednej do drugiej miejscowości za szyb autobusu można podziwiać przepiękne krajobrazy, bowiem region to góry i morze, a z tym związane liczne zatoki, łódki i malownicze wręcz miejsca do zatrzymania się i spacerów. W Tung Chung z ciekawości zwiedziłem centrum handlowe i metrem z przesiadką w Lei King jadę do Tsim Sha Tsui. Tu nieopodal docieram do miejsca zakwaterowania na Nathan RD. Ustalenie gdzie znajduje się Star Hostel nie było łatwe, bowiem nawet w samym hostelu widniała inna jego nazwa. Mimo wszystko szybko znalazłem lokum, a tam w 4 os. pokoju zastałem już zakwaterowanych Chińczyków.
Chińczycu okazali się bardzo mili, a z jednym z nich tak fajnie nam się "dogadywało" od początku, że postanowiliśmy wyruszyć na wieczorny podbój gkongu razem. Oj, piękne miasto nocą, na mnie zrobiło ponownie wrażenie. Nieustanny ruch, światła i liczne neony zawieszone na różnej wysokości wprawiają o zawrót głowy. Sun Zhongyang (czyt. Sun czujan) tak ma na imię poznany Chińczyk. Chłopak okazał się przesympatyczną osobą dzięki, której spędziliśmy razem fajny wieczór w wielkim mieście i mamy nadzieję nasza znajomość doczeka się kontynuacji.
2014-02-20 HONGKONG - Viktoria Peak spełniam marzenie
Rankiem pożegnałem się z Sun Zhongyang, który powraca do domu. Podarował mi przejściówkę do kontaktu (prezent mnie bardzo uradował bo moja przejściówka podła zdaje się jeszcze w Malezji). Ubrałem się jak na biegun północny (bo nie mam ochoty zmarznąć), jednak po opuszczeniu hostelu szybko zweryfikowałem swoją decyzje kolejno zrzucając dres spod spodni, kurtkę, a potem i bluzę. Jak mówi wieczorem poznany Czech dziś w Hongkongu wyjątkowo ciepło. Pogodę traktuje jak prezent dla mnie :-) na okoliczność szczególnego dla mnie dnia. Dziś zdobyłem wzgórze Victoria Peak i spełniłem jedno ze swoich małych marzeń. Ale po kolei bo się pogubię w "zeznaniach" tyle tego było :-). Położenie mojego hostelu jest bardzo dogodne, tuż obok stacji metra Tsim Sha Tsui. Ale na środek transportu z Kowloon City do Hongkongu wybrałem prom. Ferry również znajduje się blisko uznałem zatem, że warto zobaczyć oba brzegi z promu.
Jeszcze po drodze na przystań wykonałem kilka fotek, ale gdy już tam dotarłem pojawił mi się całkiem przyziemny, ale jednak dylemat: czy najpierw nacieszyć się przepięknym krajobrazem, który ujrzałem, czy może szybko robić foty bo jak bańka mydlana widok z jakiegoś powodu mi zniknie. Po drugiej stronie zatoki rozciąga się "las" wieżowców tworząc niesamowicie piękny, pocztówkowy wręcz obraz. Taki jest właśnie Hongkong :-). Prom jest otwarty, więc można robić foty. Płynie dość szybko, a w dodatku odległość nie jest duża więc po kilkunastu minutach jestem na drugiej stronie, dokładnie nie wiem bo zapatrzony w nowoczesne azjatyckie miasto straciłem orientację czasu. WOW ... jestem w Hongkongu !
Spacer jego ulicami dostarcza wielu wrażeń, a od spoglądania w górę (całkiem gratis) można nieźle wygimnastykować szyję. Już od pierwszych chwil w Lantau i później w Kowloon City wiedziałem, że Hongkong przypadnie mi do gustu. W porze obiadu wstąpiłem do obleganej Chińskiej knajpy i zakupiłem tzw. danie dnia. Wspaniała kuchnia, ryż zalany sosem z kawałkami mięsa i warzyw oraz zupa z mieszanką warzyw - danie bardzo mi smakowało (30 HKD) i całkiem przyzwoita cena. Zaopatrzyłem się też w "Chińskie drożdżówki i zmierzam przed siebie, gdzie ? za głosem intuicji zwyczajnie przed siebie. Co tu planować, wszytko jest nowe, wszystko ciekawe, wszystko interesujące.
Po drodze mijam kolejne uliczki, a moją szczególną uwagę zwraca targ rybny gdzie znajduje się wiele odmian ryb od żywych po suszone oraz z innymi owocami morza. Wprost na chodnikach znajdują się też wystawione na działanie promieni słonecznych ryby (na dużych chyba metalowych talerzach). Od jakiegoś czasu droga prowadzi w górę, a strudzonemu turyście wygodę zapewniają co jakiś czas ruchome schody biegnące obok jezdni :-). Taki komfort jednak nie trwa wiecznie, aby z najwyższego miejsca do którego doszedłem dotrzeć na The Peak Tower gdzie znajduje się taras widokowy na Hongkong trzeba przebyć ok. 3 km. Jakby niewiele, ale jak dopowiem, że idzie się pod górę po nachylonej powierzchni lub po schodach to już te 3 km wyglądają mniej różowo. Droga na wzgórze to szlak pieszy głównie po betonowej nawierzchni, a od czasu do czasu zorganizowane są miejsca przystankowe z ławeczkami, tarasy widokowe i toalety. Jest więc spory komfort, ładna słoneczna pogoda i nigdzie mi się nie śpieszy.
Na wzgórzu z daleka dostrzegam Peak Tower. Obok znajduje się spora galeria z licznymi stoiskami (gdzie można nabyć pamiątki), knajpki, poczta i w pobliżu przystanek autobusowy. Ja wybrałem spacer na wzgórze, aby poczuć przyjemność wysiłku w dotarciu na Victoria Gap, ale oprócz autobusów wjeżdza też kolejka na umiejscowiony tu Peak Train Station. Choć wejdzie się na wzgórze, aby w pełni odczuć urok tego miejsca koniecznie trzeba wejść na The Peak Tower (40 HKD). Jako przewodnik otrzymuje się wliczony w cenę elektroniczny gadżet ze słuchawkami, który opowie nam np. po angielsku o najatrakcyjniejszych obiektach, które widać z tarasu. Aby podkreślić jak wygląda Hongkong z tego miejsca powiem tylko tyle, że planowałem tu spędzić godzinkę, może dwie - pozostałem ponad pięć :-). Magiczne wręcz miejsce i widok na wszystkie strony w dzień i o zmroku pozwolił mi w pełni zadowolonym opuścić Peak Tower i udać się zobaczyć miasto wieczorem z bliska.
Na pobliskim przystanku poznaje Czecha, który dość dobrze mówi po polsku i wspólnie powracamy w kierunku centrum autobusem (9,80 HKD). Wieczorna przejażdżka przez Hongkong również jest dość interesująca, bowiem za szyb autobusu obserwuję pięknie prezentujące się oświetlone miasto z bliska. Chętnie korzystam z propozycji Grzegorza (zdaje się tak miał na imię) i wspólnie udajemy się na ulicę, gdzie zlokalizowanych jest szereg klubów i między innymi Hard Rock, w którym przy muzyce na żywo utrwalamy smak chińskiego browara (jest całkiem niezły). Do Tsim Sha Tsui powracam metrem, gdzie w hostelu czeka mnie mała niespodzianka. Zniknęły moje rzeczy (łącznie z suszącym się na wieszaku ręcznikiem i majtkami) ! Beztroska pani w recepcji stwierdziła, że pokój zajęła jedna rodzina i mnie przeniosła do nowego. Wielkością pokój jest podobny, tyle że zamiast 4os. mam 10-os. i brak możliwości naładowania choćby akumulatorków, a łazienka jest zalana. Jak dla mnie taka zmiana bez mojego udziału to lekkie przegięcie, ale jak dobrze zrozumiałem Anglika z nowego lokum - "jaki hostel, takie zachowanie" ! celująco określa jakość świadczonych usług.
Po drodze mijam kolejne uliczki, a moją szczególną uwagę zwraca targ rybny gdzie znajduje się wiele odmian ryb od żywych po suszone oraz z innymi owocami morza. Wprost na chodnikach znajdują się też wystawione na działanie promieni słonecznych ryby (na dużych chyba metalowych talerzach). Od jakiegoś czasu droga prowadzi w górę, a strudzonemu turyście wygodę zapewniają co jakiś czas ruchome schody biegnące obok jezdni :-). Taki komfort jednak nie trwa wiecznie, aby z najwyższego miejsca do którego doszedłem dotrzeć na The Peak Tower gdzie znajduje się taras widokowy na Hongkong trzeba przebyć ok. 3 km. Jakby niewiele, ale jak dopowiem, że idzie się pod górę po nachylonej powierzchni lub po schodach to już te 3 km wyglądają mniej różowo. Droga na wzgórze to szlak pieszy głównie po betonowej nawierzchni, a od czasu do czasu zorganizowane są miejsca przystankowe z ławeczkami, tarasy widokowe i toalety. Jest więc spory komfort, ładna słoneczna pogoda i nigdzie mi się nie śpieszy.
Na wzgórzu z daleka dostrzegam Peak Tower. Obok znajduje się spora galeria z licznymi stoiskami (gdzie można nabyć pamiątki), knajpki, poczta i w pobliżu przystanek autobusowy. Ja wybrałem spacer na wzgórze, aby poczuć przyjemność wysiłku w dotarciu na Victoria Gap, ale oprócz autobusów wjeżdza też kolejka na umiejscowiony tu Peak Train Station. Choć wejdzie się na wzgórze, aby w pełni odczuć urok tego miejsca koniecznie trzeba wejść na The Peak Tower (40 HKD). Jako przewodnik otrzymuje się wliczony w cenę elektroniczny gadżet ze słuchawkami, który opowie nam np. po angielsku o najatrakcyjniejszych obiektach, które widać z tarasu. Aby podkreślić jak wygląda Hongkong z tego miejsca powiem tylko tyle, że planowałem tu spędzić godzinkę, może dwie - pozostałem ponad pięć :-). Magiczne wręcz miejsce i widok na wszystkie strony w dzień i o zmroku pozwolił mi w pełni zadowolonym opuścić Peak Tower i udać się zobaczyć miasto wieczorem z bliska.
Na pobliskim przystanku poznaje Czecha, który dość dobrze mówi po polsku i wspólnie powracamy w kierunku centrum autobusem (9,80 HKD). Wieczorna przejażdżka przez Hongkong również jest dość interesująca, bowiem za szyb autobusu obserwuję pięknie prezentujące się oświetlone miasto z bliska. Chętnie korzystam z propozycji Grzegorza (zdaje się tak miał na imię) i wspólnie udajemy się na ulicę, gdzie zlokalizowanych jest szereg klubów i między innymi Hard Rock, w którym przy muzyce na żywo utrwalamy smak chińskiego browara (jest całkiem niezły). Do Tsim Sha Tsui powracam metrem, gdzie w hostelu czeka mnie mała niespodzianka. Zniknęły moje rzeczy (łącznie z suszącym się na wieszaku ręcznikiem i majtkami) ! Beztroska pani w recepcji stwierdziła, że pokój zajęła jedna rodzina i mnie przeniosła do nowego. Wielkością pokój jest podobny, tyle że zamiast 4os. mam 10-os. i brak możliwości naładowania choćby akumulatorków, a łazienka jest zalana. Jak dla mnie taka zmiana bez mojego udziału to lekkie przegięcie, ale jak dobrze zrozumiałem Anglika z nowego lokum - "jaki hostel, takie zachowanie" ! celująco określa jakość świadczonych usług.
I kolejna flaga ląduje do mojej małej kolekcji, tym razem z ogromnym zadowoleniem dopisuję Hongkong (Chiny). A przy okazji kolega Grzegorz z Czech serdecznie pozdrawia.
--------------------------
http://www.turbojet.com.hk/en/routing-sailing-schedule/hong-kong-macau/sailing-schedule-fares.aspx (link) wodolot TurboJet Hongkong - Macau
orientacyjne koszty:
--------------------------
Cebu Pacyfic Manila (MNL) - Hongkong (HKG) Chiny - 1592 PHP (133 PLN)
opłata wylotowa za lot międzynarodowy z Filipin - 550 PHP (38 PLN)
Star Hostel (2 noclegi) - 80 PLN
autobusu S1 z lotniska do Tung Chung - 3,5 HKD
bilet dobowy Hongkong - 35 HKD
tarsa widokowy Peak Tower - 40 HKD
autobus ze wzgórza Victorii do centrum - 9,80 HKD
metro
prom
Więcej zdjęć z Hongkong (Chiny)
I constantly spеnt my half an hour to read this website's content daily
OdpowiedzUsuńalong witгh a cup of coffee.
OdpowiedzUsuńnice :-)