Po tygodniowym pobycie w La Paz powracam do Santa Cruz (Boliwia). O 11-tej czasu lokalnego ląduje na lotnisku krajowym Trompillo.
Słońce operuje jak w letnie przedpołudnie i nie ma nic w tym dziwnego, tyle że jest 1-szy listopada - Dzień Zmarłych. Zwykle ten dzień nie jest aż tak ciepły. Blisko lotniska znalazłem godne uwagi zakwaterowanie, bardzo przyjazny: Hostel Jodanga. Nie ma problemu ze wcześniejszym zameldowaniem, dużo miejsca, przestronne pokoje, a w nich łazienka z prysznicami, kuchnia, wspólna sala połączona z barem i basenem. Ten przydał się jak nigdy. Hostel Jodanga oceniam najwyżej ze wszystkich, w których spałem podczas mojej małej podróży po Ameryce Południowej. Z czystym sumieniem polecam i rekomenduje, do takich miejsc, aż chce się wracać !.
Do Santa Cruz przyleciałem z przewoźnikiem Aerocon "awionetka", czy jakoś tak. Mały 19-miejscowy samolot w którym zaglądasz do kabiny pilotów mimo chodem, bo nie jest oddzielona - zamykana. Lot w odróżnieniu od Santa Cruz - La Paz w te stronce był całkiem przyjemny, mniej trzęsło, albo się już przyzwyczaiłem. Już na samym początku wspaniale widoki. Jednym słowem "Andy na wyciągniecie ręki". Śnieg zalega na szczytach ogromnych gór nad wierzchołkami, nad którymi właśnie przelatujemy. Przepiękne widoki.
Wcześniej wysondowałem, że w Boliwii dziś normalny dzień, sklepy są czynne, a dopiero jutro jest święto (niedziela), więc udaje się na jakieś zakupy.
Niedaleko jest supermarket gdzie można kupić praktycznie wszystko co niezbędne. Ceny raczej podobne lub wyższe niż w Polsce. O bezpieczeństwo mojej karty kredytowej dbają tu jak nikt inny, bo oprócz akceptacji numerem PIN muszę się podpisać, a przy tym jeszcze wpisać numer paszportu co nieco mnie zaskoczyło.
Pierwsze spojrzenie na miasto za dnia coś mi mówi że się tu nachodzę :-).
Santa Cruz (znane też jako Santa Cruz de la Sierra) to zarówno największe miasto i największy stan we wschodniej Boliwii, położone nad rzeką Pirai na wysokości 320 m n.p.m. Oferuje zróżnicowany wybór możliwości zwiedzania poprzez place miejskie i liczne muzea, urocze okoliczne wioski skończywszy na okolicznych bujnych lasach deszczowych.
W mieście występuje ciekawa roślinność, która zwraca moją uwagę w drodze powrotnej z marketu. Zupełnie tu nie widać Święta Zmarłych. Życie toczy się tutaj normalnie jak w zwykły dzień. Wracałem nieco długo w między czasie "zajmując się zakupami". Do hostelu doniosłem znacznie mniej niż kupiłem, ale plus był taki, że byłem praktycznie po obiedzie i mogłem resztę dnia poświęcić wyłącznie na wypoczynek, aby na dzień następny wyruszyć na podbój atrakcji Santa Cruz.
Niedaleko jest supermarket gdzie można kupić praktycznie wszystko co niezbędne. Ceny raczej podobne lub wyższe niż w Polsce. O bezpieczeństwo mojej karty kredytowej dbają tu jak nikt inny, bo oprócz akceptacji numerem PIN muszę się podpisać, a przy tym jeszcze wpisać numer paszportu co nieco mnie zaskoczyło.
Pierwsze spojrzenie na miasto za dnia coś mi mówi że się tu nachodzę :-).
W mieście występuje ciekawa roślinność, która zwraca moją uwagę w drodze powrotnej z marketu. Zupełnie tu nie widać Święta Zmarłych. Życie toczy się tutaj normalnie jak w zwykły dzień. Wracałem nieco długo w między czasie "zajmując się zakupami". Do hostelu doniosłem znacznie mniej niż kupiłem, ale plus był taki, że byłem praktycznie po obiedzie i mogłem resztę dnia poświęcić wyłącznie na wypoczynek, aby na dzień następny wyruszyć na podbój atrakcji Santa Cruz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Masz coś do powiedzenia napisz :-)